Ja dałbym mu jednak dopracować do końca rundy. I zależnie od efektów, wtedy zadziałać albo nie.
Są 3 możliwości:
- danie asystenta zamiast NF
- wymiana na jakiegoś etatowego Ekstraklasowego "ratownika" bez pracy
- rzeczywisty skok jakościowy, sięgnięcie po sprawdzonego fachurę z wysokiej półki
Pierwsza opcja, dla mnie to proszenie o grube zmiany ludzi którzy w dużym stopniu współ-odpowiadają za podejmowane przez NF decyzje, i za błędy za które go krytykujemy. Widać jak to wychodzi na przykładzie Legii i niedawno Widzewa. Nie rokuje to powodzenia.
Druga opcja - kogo? I po co? Na dogranie do zimy, licząc że tchnie nowego ducha w piłkarzy? A po zimie kto inny? Bo na dłuższą metę "ratownicy" to szkodniki, poświęcające wszystko (sposób grania, wprowadzanie młodzieży, rozwój piłkarzy, efektowny styl) na potrzeby zdobywania punktów na cito. Może się to udać w klubie który walczy o utrzymanie, w którym piłkarze to wyrobnicy, a nie w takim który powinien wygrywać większość meczów. A przede wszystkim, ja nie widzę na horyzoncie żadnego takiego ratownika, który realnie mógłby w tydzień zamienić Lecha w zespół penerów, biegających na tym samym poziomie co Palma.
Jak to się kończy gdy dalej siedzą na posadzie "po terminie ważności", pokazał np. Michniewicz w reprezentacji.
Co wyczynia zły ratownik - pokazał Rumak w Lechu.
Chcecie ryzykować coś takiego?
Myślicie że "gorzej być nie może"?
Oj, może, może. Krótką macie pamięć.
A ściągnięcie w środku sezonu topowego trenera (topowego w 2025 roku, a nie z dużym, ale zaśniedziałym, nazwiskiem), który natychmiast coś magiczną różdżką poprawi, to karkołomna, nierealna mrzonka.
Po pierwsze trzebaby kogoś takiego znaleźć, przekonać jego, dać mu napisać na łapu-capu plan naprawczy (bo facet Lecha pewnie zna co najwyżej z nazwy, a z piłkarzy zna 1-2), przemyśleć czy ten plan naprawczy ma szanse w Lechu (bo nie każdy środek zadziała), i pewnie zapłacić odstępne, bo jeśli dobry to nie jest bezrobotny.
Musi to być oczywiście pierwszy trener z którym podejmiemy rozmowy, bo na kolejne podejścia już nie ma czasu.
I to wszystko w przeciągu tygodnia, żeby miał drugi tydzień na XXI-wieczny "cud w Błażejewku".
Potem zamknąć oczy i modlić się żeby się udało.
Brzmi jak przepis na katastrofę.
Dla mnie jedyna sensowna opcja to opcja 3. Ale w zimie, bo wtedy rzeczywiście można kilku sensownych kandydatów głębiej wysondować, dać im czas na dłuższy obóz, można piłkarzy przestawić mentalnie, zapomnieć o jesieni, nauczyć nowych, lepszych schematów, poprawić chociaż część braków.
Są 3 możliwości:
- danie asystenta zamiast NF
- wymiana na jakiegoś etatowego Ekstraklasowego "ratownika" bez pracy
- rzeczywisty skok jakościowy, sięgnięcie po sprawdzonego fachurę z wysokiej półki
Pierwsza opcja, dla mnie to proszenie o grube zmiany ludzi którzy w dużym stopniu współ-odpowiadają za podejmowane przez NF decyzje, i za błędy za które go krytykujemy. Widać jak to wychodzi na przykładzie Legii i niedawno Widzewa. Nie rokuje to powodzenia.
Druga opcja - kogo? I po co? Na dogranie do zimy, licząc że tchnie nowego ducha w piłkarzy? A po zimie kto inny? Bo na dłuższą metę "ratownicy" to szkodniki, poświęcające wszystko (sposób grania, wprowadzanie młodzieży, rozwój piłkarzy, efektowny styl) na potrzeby zdobywania punktów na cito. Może się to udać w klubie który walczy o utrzymanie, w którym piłkarze to wyrobnicy, a nie w takim który powinien wygrywać większość meczów. A przede wszystkim, ja nie widzę na horyzoncie żadnego takiego ratownika, który realnie mógłby w tydzień zamienić Lecha w zespół penerów, biegających na tym samym poziomie co Palma.
Jak to się kończy gdy dalej siedzą na posadzie "po terminie ważności", pokazał np. Michniewicz w reprezentacji.
Co wyczynia zły ratownik - pokazał Rumak w Lechu.
Chcecie ryzykować coś takiego?
Myślicie że "gorzej być nie może"?
Oj, może, może. Krótką macie pamięć.
A ściągnięcie w środku sezonu topowego trenera (topowego w 2025 roku, a nie z dużym, ale zaśniedziałym, nazwiskiem), który natychmiast coś magiczną różdżką poprawi, to karkołomna, nierealna mrzonka.
Po pierwsze trzebaby kogoś takiego znaleźć, przekonać jego, dać mu napisać na łapu-capu plan naprawczy (bo facet Lecha pewnie zna co najwyżej z nazwy, a z piłkarzy zna 1-2), przemyśleć czy ten plan naprawczy ma szanse w Lechu (bo nie każdy środek zadziała), i pewnie zapłacić odstępne, bo jeśli dobry to nie jest bezrobotny.
Musi to być oczywiście pierwszy trener z którym podejmiemy rozmowy, bo na kolejne podejścia już nie ma czasu.
I to wszystko w przeciągu tygodnia, żeby miał drugi tydzień na XXI-wieczny "cud w Błażejewku".
Potem zamknąć oczy i modlić się żeby się udało.
Brzmi jak przepis na katastrofę.
Dla mnie jedyna sensowna opcja to opcja 3. Ale w zimie, bo wtedy rzeczywiście można kilku sensownych kandydatów głębiej wysondować, dać im czas na dłuższy obóz, można piłkarzy przestawić mentalnie, zapomnieć o jesieni, nauczyć nowych, lepszych schematów, poprawić chociaż część braków.
