Krzysztof Szenfeld i Bartosz Świątek po zwycięstwie z Polonią Golina: Nasz znak firmowy to walka
Wiara Lecha zaliczyła szóste zwycięstwo w obecnym sezonie IV ligi, pokonując Polonię Golina. Postawę Lechitów w ostatnich dniach skomentowali strzelcy pierwszej i trzeciej bramki dla Niebiesko-Białych – Krzysztof Szenfeld oraz Bartosz Świątek.
Krzysztof Szenfeld – skrzydłowy Wiary Lecha: Po raz kolejny udowadniamy, że nie ma rzeczy niemożliwych. „Nasz znak firmowy to walka” z „DWL 2” pasuje tu idealnie. Kolejny mecz, w którym nie odpuszczamy absolutnie do ostatniej minuty i finalnie udaje nam się przechylić szalę na naszą korzyść. To co robimy z wynikami w ostatnich minutach jest dla mnie niesamowite. Co najlepsze, takie zwycięstwa budują najbardziej, więc jedziemy dalej.
Przede wszystkim cieszę się, że po kiepskiej pierwszej połowie moja bramka pozwoliła nam zejść do szatni w nieco lepszych nastrojach, a finalnie przysłużyła się do zwycięstwa. To super uczucie – pierwszy raz od powrotu Trener postawił na mnie od pierwszych minut i myślę, że nie zawiodłem. Bramka miała dla mnie charakter bardzo emocjonalny. W tym roku pochowałem mojego tatę i dałem sobie słowo, że wrócę do gry z motywacją zadedykowania mu swojej bramki. Cieszę się, że udało mi się tego dokonać od razu w pierwszym meczu, w którym zagrałem w większym wymiarze czasowym.
Z pewnością jesteśmy faworytem w sobotnim spotkaniu z Centrą, ale nasz rywal właśnie odniósł swoje pierwsze zwycięstwo w tym sezonie. Dzięki temu morale w zespole pewnie poszły w górę. Jestem jednak dobrej myśli, bo jesteśmy w dobrej dyspozycji. Stać nas na wiele, a do Ostrowa jak wszędzie, jedziemy po zwycięstwo. Wierzę, że do Poznania wrócimy bogatsi o kolejne 3 punkty w tabeli.
Bartosz Świątek – pomocnik Wiary Lecha: Źle weszliśmy w ten mecz i całościowo zagraliśmy słabą pierwszą połowę. Popełnialiśmy dużo prostych błędów, byliśmy niedokładni i mało cierpliwi w rozegraniu. Dodatkowo rywale stworzyli sobie naprawdę dużo dogodnych okazji, ale na szczęście wykorzystali tylko jedną z nich. Druga część spotkania była już zgoła inna. Przejęliśmy kontrolę nad spotkaniem. Zaczęło to dobrze wyglądać, jednak niestety straciliśmy bramkę w zamieszaniu po rzucie rożnym. Nie złamało nas to, pokazaliśmy że zawsze gramy do końca, a nagrodą były dwie strzelone bramki w końcówce.
Sobotni mecz był pełen zwrotów akcji. Na trybunach panowała wspaniała atmosfera, czuliśmy ogromne wsparcie. Natomiast na boisku, była to istna sinusoida emocji, od dwukrotnego gonienia wyniku, do wygranej 3:2. Co do strzelców naszych bramek, to „Szenfi” od powrotu do treningów pokazuje, że jest tytanem pracy i cierpliwie czekał na swoją zasłużoną szansę i wykorzystał ją najlepiej jak mógł. Jeśli chodzi o „Mańka”, to jest on w świetnej formie od początku sezonu i bez dwóch zdań jest naszym liderem w ofensywie. Nie chodzi tu tylko o bramki i asysty, ale także o wygrywane pojedynki, stwarzanie przewagi i sytuacji bramkowych. Co do mojej osoby, to czułem ogromną radość po bramce oraz pewnego rodzaju ulgę, bo trochę na nią czekałem. Same okoliczności strzelenia tej mojej pierwszej bramki były niezwykłe – gol na wagę 3 punktów w 93. minucie. Coś cudownego.
W sobotę czeka nas daleki wyjazd od Ostrowa. Mimo ostatniego miejsca w tabeli Centry, nie ma tutaj mowy o zlekceważeniu rywala, tym bardziej, że dopiero co wygrali swój pierwszy mecz, więc napewno będą z dużą motywacją przystępować do meczu z nami. Z naszej strony można się spodziewać dużo determinacji i walki, będziemy chcieli w pełni kontrolować ten mecz oraz pewnie go wygrać. Celem są tylko i wyłącznie trzy punkty.