Karol Jaroni: Zbudowanie takiego klimatu bez pasji, miłości do Lecha i wspólnych celów jest moim zdaniem niemożliwe.

Przygodę z Wiarą Lecha rozpoczął w sezonie mistrzowskim 2014/2015. Po raz dwusetny zasiadł u boku pierwszego trenera DWL w roku 100-lecia Kolejorza, w którym Lech zdobył ósme mistrzostwo Polski. Karol Jaroni w wywiadzie opowiada o początkach pracy w Wiarze Lecha, o tym jak znalazł się na trybunach, o trenerach, a także porusza temat ewentualnego awansu do IV ligi. Zapraszamy na rozmowę z kierownikiem drużyny kibiców Lecha Poznań.

W roli kierownika Wiary Lecha zadebiutowałeś w najlepszym okresie w historii zespołu. Po Twoim pierwszym meczu drużyna świętowała awans do okręgówki, a tydzień później przy okazji drugiego pojedynku siedziałeś na ławce rezerwowych stadionu przy ulicy Bułgarskiej. Dla 16-letniego chłopaka musiało to być niezwykłe przeżycie. Jak wspominasz początek swojej przygody w roli kierownika?

Od dziecka mam Lecha w sercu i od zawsze chciałem być częścią drużyny, więc dołączenie do takiej grupy, jak Drużyna Wiary Lecha było dla mnie spełnieniem marzeń. Okoliczności, w jakich zostawałem kierownikiem drużyny były zresztą wyjątkowe nie tylko dla mnie, ale przede wszystkim dla drużyny, która dopiero co wywalczyła awans do okręgówki, a później cieszyła się z tego, grając w naszym domu – na Bułgarskiej.

Z pewnością moje początki były dla mnie jako młodego chłopaka, ogromnym przeżyciem. Sama propozycja Prezesa Pawła Piestrzyńskiego, bym został kierownikiem drużyny, była dla mnie zaskoczeniem, ale przede wszystkim ogromnym zaszczytem i okazanym kredytem zaufania. Kierownicy drużyn to z reguły znacznie bardziej doświadczone osoby, więc objęcie takiej funkcji przez 16-latka było swego rodzaju precedensowe. Dlatego chciałbym z tego miejsca podziękować Pawłowi Piestrzyńskiemu, że odważył się dać młodemu szczunowi taką szansę.

Objęcie funkcji kierownika drużyny oraz związane z nią obowiązki były dla mnie całkiem sporym przeskokiem, nie tylko dlatego, że ledwie jako licealista dołączyłem do kibolskiej drużyny piłkarskiej, ale także ze względu na to, że była to grupa znacznie starszych ode mnie kolegów. Zostałem jednak bardzo miło przyjęty, dzięki czemu łatwiej było mi współpracować z zespołem we wczesnym okresie mojej pracy w Wiarze Lecha.

Mecz w Kleszczewie nie był Twoim pierwszym kontaktem z DWL. Jak rozpoczęła się przygoda z zespołem, która doprowadziła do tak ważnego stanowiska w drużynie kibiców?

Do DWL przyprowadził mnie Mateusz Szymandera, który wówczas robił fotorelacje oraz opisywał mecze Wiary na stronie LechNews.pl. Dzięki niemu znałem zespół już wcześniej, a później sam próbowałem swoich sił podczas treningów, by do niego dołączyć. Brakowało mi jednak piłkarskich umiejętności, więc interesując się losami drużyny, chodziłem na jej mecze, a później nawet dołączyłem do LechNews.pl, gdzie razem z Mateuszem opisywałem jej osiągnięcia. Następnie wiosną 2015 roku Prezes Paweł Piestrzyński zaproponował mi objęcie funkcji kierownika i stwierdziłem, że spróbuję swoich sił.

Z czasem uczyłem się, jak powinna funkcjonować drużyna piłkarska, a wzorce brałem z profesjonalnego futbolu. Przez dwa lata pracowałem w Lechu Poznań pod skrzydłami Wojtka Tabiszewskiego – Kierownika Działu Sportu, gdzie mogłem podpatrzeć, jak to wygląda w najlepszym polskim klubie. Natomiast podczas Mistrzostw Świata do lat 20 w 2019 roku pracowałem przez ponad miesiąc jako Team Liasion Officer reprezentacji RPA, gdzie doświadczyłem pracy w drużynie piłkarskiej o jeszcze innej charakterystyce.

Rozpocząłeś pracę w Wiarze Lecha od dużego sukcesu – do tej pory największego, czyli mistrzostwa A-klasy. Nie licząc dwóch pierwszych meczów opisz trzy wydarzenia, które zakotwiczyły na dłużej w Twojej pamięci.

Nie sposób pominąć drugi mecz, bo był to dotychczas jedyny mecz, gdy mogłem usiąść na ławce rezerwowych na Bułgarskiej. Trudno wyróżnić też trzy mecze z dwustu, które oglądałem z perspektywy ławki przez ostatnie 7,5 roku. A byłoby ich jeszcze więcej, gdyby nie COVID, który zabrał nam rundę wiosenną w 2020 roku.

Na pewno mam w pamięci pucharową przygodę w sezonie 2016/17, która zaczęła się od sentymentalnego meczu z Oldboyami Lecha Poznań i zwycięstwa 5-0. Trzy rundy później, w ¼ finału podejmowaliśmy natomiast III-ligową Polonię Środa Wielkopolska, która regularnie zwycięża w pucharowych rozgrywkach w Wielkopolsce. Do tej pory jest to zresztą najwyżej klasyfikowany zespół, z jakim mierzyliśmy się w historii Wiary Lecha. Przegraliśmy wówczas 1-2, ale stworzyliśmy sobie sporą liczbę sytuacji i potrafiliśmy napsuć krwi profesjonalistom.

Istotnym meczem był także derbowy pojedynek z TPS-em w ubiegłbym sezonie. Był to dzień jubileuszu 10-lecia istnienia naszej drużyny. Pewnie zwyciężyliśmy, odzyskując miano trzeciej drużyny Poznania, a na trybunach zaprezentowano dwie efektowne oprawy. Nigdy nie zapomnę chwili, gdy po meczu chwyciliśmy się z całą drużyną za bary i cieszyliśmy ze wspólnego zwycięstwa razem z kibolami.

Jako ostatni wyróżniłbym mecz z dopiero co zakończonej rundy, gdy zwyciężyliśmy na Śródce z Kłosem Zaniemyśl, obracając wynik z 0-3 na 5-3, grając przez 60 minut o jednego mniej. Takie mecze budują drużynę i pokazują jej charakter.

Miałeś okazję pracować ze wszystkimi czterema trenerami Wiary Lecha – Dariuszem Kustoniem, Jarosławem Wróblewskim, Jarosławem Araszkiewiczem i Łukasz Kubiakiem. Opisz każdego w 2-3 zdaniach.

Z trenerem Dariuszem Kustoniem działałem najkrócej, bo zaledwie jedną rundę. Na pewno to dla mnie ważna postać, bo był pierwszym trenerem, z którym współpracowałem. Pamiętam, że jako szkoleniowiec był bezpośrednią osobą i bardzo ekspresyjnie przeżywał mecze. Był również pierwszym trenerem DWL, więc miał ogromny wkład w jej funkcjonowanie w pierwszych latach.

Następnie przez pięć lat zespół prowadził trener Jarosław Wróblewski, z którym miałem partnerską relację i do teraz mamy bardzo dobry kontakt. Trener Wróblewski miał tak samo dobry kontakt z całym zespołem, jest bardzo otwartą osobą. Doskonale znał charakter naszej drużyny. Jego pracę w Wiarze najlepiej opisuje to, jak został pożegnany już po objęciu zespołu przez jego następcę. Zaprosiliśmy trenera na nasz mecz, przygotowaliśmy transparent, wręczyliśmy pamiątkowy upominek, a potem w mniej oficjalnych okolicznościach wspólnie uczciliśmy 5 lat współpracy.

W międzyczasie do zespołu dołączył nasz dobry duch drużyny i legenda Lecha Poznań – Jarosław Araszkiewicz. „Araś” to prawdziwa kopalnia anegdot, nietuzinkowa i bardzo radosna postać, która jest w dodatku najbardziej utytułowanym Lechitą w historii klubu. Każda rozmowa z trenerem Araszkiewiczem udowadnia, że na futbolu zjadł zęby i niejedno w piłce przeżył, dzięki czemu potrafi na chłodno ocenić daną sytuację i spojrzeć z boku. Nigdy nie zapomnę jego płomiennej przemowy w szatni w przerwie meczu z Concordią Murowana Goślina w sezonie 2017/2018, gdy przegrywaliśmy do przerwy 1-4. Kilkoma zdaniami podniósł zespół na duchu i zmobilizował tak, że udało się zremisować 4-4. Ogromny autorytet.

Nieco ponad dwa lata temu zespół objął Łukasz Kubiak, którego znałem wcześniej z pojedynków z prowadzonymi przez niego Lubońskim KS, Piastem Kobylnica oraz TPS-em Winogrady. To były zacięte spotkania, podczas których wielokrotnie rozmawiałem z trenerem Kubiakiem i zawsze wykazywał się dużą klasą. Trener jest przedstawicielem nowej szkoły szkoleniowców, więc do swoich obowiązków podchodzi bardzo rzetelnie i profesjonalnie, znajdując jednak miejsce na dialog. Wierzę, że niedługo zaowocuje to awansem do IV ligi i stałym rozwojem drużyny.

Nie każdy wie jak wygląda praca kierownika przed meczem, jak i po jego zakończeniu. Jak wygląda tydzień Karola Jaroniego w Wiarze Lecha?

Praca kierownika drużyny to pasja, która nie ma określonych ram godzinowych. W zakres moich obowiązków wchodzi nie tylko organizacja dnia meczowego i wszystkiego co jest z meczem związane, czyli transport, posiłek, kontakt z przeciwnikami, sędziami, czy uszykowanie strojów oraz szatni, a także sporządzenie protokołu i przeprowadzanie zmian podczas meczu. Odpowiadam także za codzienne funkcjonowanie drużyny, informowanie jej członków o bieżących aktywnościach, terminach treningów czy meczów. Staram się być pomostem pomiędzy zawodnikami, a coraz szerszym sztabem szkoleniowym oraz pomagać jednym i drugim w rozwoju i funkcjonowaniu drużyny.

Były chwile radosne, ale były też chwile, o których byś chciał jak najszybciej zapomnieć. Najtrudniejszy okres dla Ciebie przypadł po meczu z Gromem Plewiska. Wiara Lecha wygrała 3:2, ale w wyniku błędu otrzymała walkowera. Miałeś chwile zwątpienia?

Doprowadzenie do siódmej zmiany i spowodowanie walkowera w wygranym meczu to zdecydowanie moja największa porażka i jedna z trudniejszych chwil. Każda porażka jest lekcją, więc po tym błędzie zmieniłem kilka kwestii, by do takiej sytuacji nigdy więcej nie doszło. Nie zwątpiłem wtedy ani przez chwilę, co zawdzięczam tylko i wyłącznie drużynie oraz moim bliskim. Sposób, w jaki wtedy zareagowali koledzy z drużyny oraz wsparcie, które otrzymałem bardzo mnie zbudowało. Pamiętam głosy moich znajomych, którzy podziwiali reakcję drużyny na tę sytuację. Na całe szczęście, utrata tych punktów nie zaważyła o końcowym rezultacie, bo wtedy na pewno bolałoby to jeszcze bardziej.

W Wiarze Lecha działasz nie tylko w roli kierownika. Twoja rola jest znacznie większa niż większości się wydaje. Czym jeszcze zajmujesz się w stowarzyszeniu?

Poza sprawowaniem funkcji kierownika drużyny w sekcji piłkarskiej Wiary Lecha, dbam po części o to, by aktualna sytuacja w klubie została odpowiednio przedstawiona naszym kibicom na stronie internetowej, zbierając i redagując wypowiedzi pomeczowe trenera i zawodników. Ponadto, z racji wykonywanego zawodu, zdarza mi się także wesprzeć stowarzyszenie od strony prawnej.

Współorganizuję również turnieje piłkarskie dla dzieci w ramach Duszyczki Cup, gdzie z edycji na edycję (a ukończyliśmy już ósmą!) staramy się udoskonalić organizację, umilić czas młodym piłkarzom oraz zaszczepić w nich miłość do Lecha. Rok 2022 był dla nas wyjątkowy, bo po raz pierwszy zorganizowaliśmy aż pięć turniejów, a dwa z nich odbyły się na naturalnych boiskach w zaprzyjaźnionych dla naszego klubu Robakowie oraz Golęczewie, gdzie mieszczą się oddziały Akademii Wiary Lecha.

Jesteś stałym bywalcem stadionu przy ulicy Bułgarskiej. Wyjazdy za Kolejorzem też nie są dla Ciebie czymś wyjątkowym. Kiedy pojawiłeś się pierwszy raz na stadionie, kiedy zaliczyłeś swój pierwszy mecz w delegacji za Lechem?

Miłość do Lecha zaszczepił we mnie mój tata. To on zabrał mnie w wieku 5 lat na pierwszy mecz w 2003 roku z Wisłą Płock. Wygraliśmy 4-1. Zaraziłem się wtedy atmosferą, jaką poczułem na starym stadionie przy Bułgarskiej. Niedługo później zacząłem regularnie chodzić na Kolejorza razem z tatą i dziadkiem. Mieliśmy karnety na wysokości budki z napisem „Lech Poznań” na dzisiejszej trybunie III. Później na czas budowy stadionu przenieśliśmy się na IV trybunę, gdzie świętowaliśmy moje pierwsze mistrzostwo Polski Lecha, by po otwarciu stadionu wrócić na „Trójkę”, a po kilku latach chodziłem już do Kotła.

Pierwszy wyjazd zaliczyłem dość wcześnie, bo w 2009 roku na finale Pucharu Polski w Chorzowie. Tam również zabrał mnie tata, bo miałem tylko 12 lat, ale po latach trafiłem na kibicowski szlak już razem z DWL.

Wiara Lecha w IV lidze? Czy w przypadku awansu DWL poradzi sobie na tym szczeblu? Czego najbardziej się obawiasz?

Najbezpieczniej byłoby powiedzieć, że do awansu jeszcze daleka droga i najpierw trzeba go wywalczyć na boisku. Patrząc na klub sportowy od strony organizacyjnej, należy jednak działać z wyprzedzeniem, by zapobiec możliwym wyzwaniom. Nie mam większych obaw względem naszego prawdopodobnego awansu do IV ligi. Nie dopuszczam możliwości, byśmy nie osiągnęli tego historycznego sukcesu. Zaliczyliśmy cenną lekcję pół roku temu, przegrywając barażowy mecz w Skarszewie i wyciągnęliśmy wnioski oraz uzupełniliśmy nasze braki.

Myślę, że organizacyjnie jesteśmy gotowi, by spróbować swoich sił na wyższym poziomie. Jeśli chcemy się rozwijać zarówno sportowo, jak i organizacyjnie, musimy zrobić krok do przodu. Już na poziomie piątej ligi jesteśmy ewenementem, więc szczebel wyżej będziemy jeszcze większym wyjątkiem. Mam tu na myśli głównie kwestie finansowe, bo nie jest tajemnicą, że znaczna większość naszych rywali płaci swoim zawodnikom za grę i znam przypadki, gdzie są to kwoty zdecydowanie nieadekwatne do poziomu. Natomiast dla każdego z nas Wiara Lecha jest przede wszystkim pasją. Jesteśmy Wiarą Lecha, bo kochamy Kolejorza, chcemy działać oddolnie i kochamy razem wygrywać.

Jeśli chodzi o nasze wyzwania, awans do IV ligi wiąże się przede wszystkim z dostosowaniem stadionu w taki sposób, by spełnić wymogi licencyjne. W naszym przypadku w głównej mierze chodzi o zapewnienie trybuny dla kibiców gości. Mecze domowe gramy na najczęściej obleganym boisku w Wielkopolsce, czyli stadionie Młodzieżowego Ośrodka Sportowego, należącego do Miasta Poznania. Jesteśmy po wstępnych rozmowach z władzami i dostaliśmy obiecujące zapewnienia. Kto nas śledzi w ostatnim czasie oraz był na naszym ostatnim meczu przeciwko Dyskobolii Grodzisk Wielkopolski, ten wie, że poradzimy sobie także na wyższym szczeblu.  

Siedem i pół roku to szmat czasu. Jak Twoim okiem zmieniała się drużyna?

Przez ten okres na pewno zaszło w naszym zespole bardzo dużo zmian, ale w mojej ocenie były to w znacznej większości zmiany na dobre. Rozwinęliśmy się sportowo, bo drugi rok z rzędu walczymy o awans do IV ligi, organizacyjnie, bo jesteśmy już klubem wielosekcyjnym z dużymi aspiracjami, ale także kibicowsko. Wywodzimy się z trybun i bardzo ważne jest, by również tam godnie się prezentować, więc każdy nas wyjazd w większej liczbie, czy chociażby takie inicjatywy, jak przygotowywanie oprawy na mecz Lecha z Piastem Gliwice w 2020 roku, na pewno są tego dowodem.

Na przestrzeni tych 200 oficjalnych meczów w szatni przewinęło się mnóstwo twarzy, ale cieszy mnie, że znaczna większość pozostała i stanowi trzon zespołu. Sporą zmianą na pewno było dołączenie do zespołu Zbigniewa Zakrzewskiego z Błażejem Telichowskim, a następnie kolejnych Lechitów w postaci Huberta Wołąkiewicza, Jakuba Wilka, czy Sergeia Krivetsa. Piłkarze z ogromną przeszłością i doświadczeniem dobrze wkomponowali się w nasze realia i stanowią wartość dodaną, co widać nie tylko w statystykach, ale także w atmosferze w szatni. Nie raz zresztą mówią, że mają być tylko dodatkiem i nas wspomagać, ale kręgosłupem DWL zawsze będą kibole.

Z perspektywy czasu mam wrażenie, że tworzymy coraz lepiej zgrany zespół i zżytą grupę bardzo dobrych znajomych, którym zależy na podobnych kwestiach. Zbudowanie takiego klimatu bez pasji, miłości do Lecha i wspólnych celów jest moim zdaniem niemożliwe. To nas wyróżnia i dlatego zawsze będziemy jedyni w swoim rodzaju.

Other Articles

Pierwszy zespół